środa, 9 września 2009

„Parszywa” dwunastka...

Czy pamięta jeszcze ktoś ten film Parszywa dwunastka? Pokazano go nam jeszcze w czasach PRL, kiedy to władza, bodaj pozornie, dbała o rozwój duchowy obywateli. Był to również okres, kiedy Polska nie prowadziła wojny z żadnym krajem. Czasy się jednak zmieniły, teraz już nie jest tak pięknie jakby się mogło wydawać, albo jak próbuje się nam przedstawić. Jakby nie patrzeć, coś mi się zdaje, że prowadzimy wojny – nie tak dawno w Iraku, a teraz w Afganistanie. Bo jak inaczej nazwać wysłanie naszych żołnierzy na terytorium innego państwa? Bo z tego co wiem, to ONZ nie prowadziła misji pokojowych w tych krajach z udziałem polskich żołnierzy. Może się po prostu nie znam? Na polityce na pewno nie, ale staram się zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Co myśmy (w sensie Polski i polskich żołnierzy) zgubili w Iraku? Ponoć chodziło o wsparcie (chyba duchowe) sojusznika. Sojusznika? Czyżby chodziło o tego, dla którego wysyłamy naszych chłopców na ich wojnę, a w zamian on sprzedaje nam samoloty, które nie bardzo chcą dolecieć do Polski? Czy może o tego, który sprezentował nam okręty, które dawno powinny iść na żyletki, a ich remont odbywa się tylko za pomocą części z katalogu jakiejś Navy, części oznaczonych numerem poprzedzonym dwoma zerami, czyli dziesięć razy droższych od ich cywilnych odpowiedników? A może chodzi o tego, który do naszego kraju przylatuje jak chce, robi co chce, a w zamian wprowadził dla nas wizy i pobieranie odcisków palców na dzień dobry na ich ziemi? No może, może... na tym polega polityka. Faktem jest, że politycy niewiele robią, żeby zmienić ten stan rzeczy. Rozumiem to jednak, przecież jak ktoś lot spędzi w towarzystwie małpek to potem jest mu wszystko jedno...
* * *
Wspomniana wcześniej Parszywa dwunastka była „parszywa” z założenia. Drużyna składająca się z typów dość wątpliwego autoramentu, którym dano szansę opuszczenia więzienia, ale też mieli oni tylko jeden cel – wykonać zadanie. Czyli zwyciężyć. Przeżyć mogli, ale niekoniecznie. Nie był to warunek niezbędny. No cóż, wojna... Wojna rządzi się swoimi prawami. Dość niezrozumiałymi dla przeciętnego człowieka. Szkopuł w tym, że wojna nie jest filmem, wszystkie wojny są naprawdę. Ta w Iraku i ta w Afganistanie też. Źródła internetowe podają, że w Iraku zginęło 22 Polaków, w tym 18 żołnierzy. Ktoś może powiedzieć, że niewielu, biorąc pod uwagę wielkość przedsięwzięcia. Niewielu? Toż ludzkiej tragedii nie mierzy się ilością ofiar; to przecież byli czyiś bracia, mężowie, synowie i ojcowie. Niewielu? Dla kogo?
Nasi żołnierze nie są „parszywą dwunastką”. Do zawodowej armii nie trafia się przypadkiem; trafiają tam młodzi, zdolni, sprawni, inteligentni i – co istotne – niekarani. Nie ma lekko, trzeba się zdrowo napocić żeby zostać żołnierzem. „Trochę” o tym wiem; żeby nie koleje losu to Ci, którzy zginęli na ostatnich „brudnych” wojnach mogliby być moimi kolegami. I to boli (ich śmierć) w dwójnasób. Tak samo boli, jak ktoś próbuje zbić kapitał na sprawach, o których nie ma (i nie będzie miał) zielonego pojęcia. Tak jak to było w sprawie Nangar Khel. Nawet nie będę próbował się odnieść, nie było mnie tam – a tym, którzy próbowali odsądzić od czci i wiary polskich żołnierzy proponuję obejrzenie z uwagą wyjątkowo realnych scen z filmów, z których można wynieść choćby cząstkę nauki o tym, o czym próbują się wypowiadać. Zarówno w Plutonie, jak i we wcześniejszym Czasie Apokalipsy (notabene, dawno temu LWP musiało go obowiązkowo obejrzeć) można znaleźć sytuacje obrazujące konsekwencje bezustannego napięcia psychicznego i 24–godzinnego narażenia życia. Czasem nawet drobne wydarzenie, które w codziennym życiu potrafi przejść niezauważone, w takiej sytuacji potrafi wywołać eskalację działania, które sprowadza się do prostej zasady: zabić, aby nie zostać zabitym. Bo w armii tylko żywy żołnierz jest coś warty. I niestety – co trzeba przyznać – w prawdziwej wojnie, jak i na filmie, zdarzają się błędy. To niestety nieuniknione. Wprawdzie nie po to się wylewa litry potu na poligonach, żeby w boju robić błędy, ale poligon to poligon, tam się da wszystko przewidzieć, a na wojnie nie. Jakby nie patrzeć, nasi robili to, do czego zostali wyszkoleni – do nich strzelano, to i oni strzelali. Celnie. A co niby mieli robić? Rozpłakać się, czy modlić? Zresztą, żeby daleko nie szukać, parę dni temu w Afganistanie
zbombardowano cysternę; liczba ofiar sięgnęła setki, a nikt nawet nie próbuje nikogo oskarżyć o ludobójstwo. A u nas? Lepiej nie gadać, żołnierzy spod Nangar Khel odsądzono od czci i wiary, i oskarżono o wszystko co najgorsze zanim sprawa została choćby pobieżnie rozpoznana. Tylko, że ktoś zapomniał, że to ta sama wojna...
Zresztą, jak komuś mało polecam jeszcze jeden film o Afganistanie – rosyjski, świetny. 9 Kompania z niesamowitą siłą przekazu opowiada, jak tam jest naprawdę, i z czym (z kim) trzeba się zmierzyć.
* * *
Kilka dni temu w Afganistanie zginął kolejny polski żołnierz. Dzisiaj zmarł kolejny. Pewnie (oby nie) będzie następny* i kolejny... Może czas najwyższy się zastanowić, czy już nie wystarczy ofiar? W imię czego mają ginąć polscy żołnierze? W imię pokoju na świecie? – Na pewno, pokój jest sprawą nadrzędną, ale cały czas nie daje mi spokoju myśl, że to nie o pokój chodzi. Że ktoś – pod płaszczykiem walki z terroryzmem – ubija własny interes. No bo jak to może być, że najeżdża się inny kraj, a nie pilnuje swojego? Przecież, o ile dobrze pamiętam te wydarzenia z 11 września 2001 r. to terroryści zaatakowali w USA. Nie w Iraku, czy Afganistanie. Terroryści, których przyjęto tam z otwartymi ramionami, żeby w spokoju mogli się wyszkolić i wcielić w życie swoje mordercze zamiary. Tylko od nas, sojuszników, wymaga się wiz i odcisków palców. Ciekawe to... No tak, ale teraz wspólnie ścigamy terrorystów więc nie ma czasu na inne sprawy. Terrorystów? Może, ale, przecież te narody znajdują się na własnej ziemi, bronią (wg odwiecznych reguł) swojego terytorium. Czy to nie daje do myślenia? Przypominam tylko, że wcale nie tak dawno ktoś chciał wprowadzić swój porządek na naszej ziemi, a polskich partyzantów nazywał Polnische Banditen. I nie wydaje mi się, że to naciągane porówanie. Czy ktoś z całą stanowczością potrafi mi powiedzieć, że nasza obecność w tych „misjach” (bo jakoś nikt nie chce nazwać rzeczy po imieniu jest niezbędna? Niezbędna do tego stopnia, że trzeba improwizować na tzw. żywym organizmie w kwestii uzbrojenia i wyposażenia? Cały czas słyszę i czytam, że brakuje tego i owego, że kamizelki kuloodporne nie takie, że transportery nieodpowiednio opancerzone, a wsparcia śmigłowców brak. I cały czas słyszę, że brak na to pieniędzy. To może – skoro nas nie stać finansowo – nie szafujmy życiem w imię czyichś interesów? Bo w to, że na każdej wojnie zarabia się kokosy, w to akurat nie wątpię. Przecież ktoś „musi” dostarczyć amunicję, uzbrojenie i wyposażenie – te tysiące ton śmiercionośnej stali – bo jak powszechnie wiadomo, amunicji nie robi się z ciasta na macę, a czołgów nie uzbraja się w Torę. No ale... jak to pięknie potem siedzieć w bezpiecznym fotelu i mówić, że to wszystko w imię pokoju. A my? My jesteśmy chyba w sytuacji, którą najtrafniej scharakteryzował jeden z bohaterów mojego ulubionego filmu, Hair: „Biali wysyłają czarnych na wojnę z żółtymi, żeby bronili ziemi, którą oni sami odebrali czerwonym...”. Myślę, że czas już najwyższy zawołać wspólnym głosem słowa Rogera Watersa – Bring the boys back home – Niech chłopcy wrócą do domu... Nigdy więcej wojny!
* * *
Zapomniałem o fotografii? Co tu pisać, zdjęcia są jakie są. Ich największą zaletą jest to, że w ogóle są. Takich, jak powyższe, nie będzie więcej, bo i okręty poszły na żyletki i transportery, a i ludzie się wykruszają. Ale – z drugiej strony – życzyłbym wszystkim nam, aby takie zdjęcia były tylko z poligonów, nigdy zaś z prawdziwej wojny. Myślę, że czas zamknąć listę, postawić czarną grubą kreskę i powiedzieć – nigdy więcej...
___
* Niestety, czarny scenariusz się sprawdza. 10 września kolejny polski żołnierz poległ w Afganistanie.

1 komentarz:

  1. "Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty" Stpehen King

    OdpowiedzUsuń