wtorek, 5 stycznia 2010

Diabli a cykliści


Diabli...
W nieco senne (jak to zazwyczaj bywa) posylwestrowe, ale już noworoczne popołudnie obejrzałem sobie (kątem oka i nie z własnej winy, ale jednak) powtórkę przygotowanego specjalnie na wigilijny wieczór programu Zenona Laskowika z udziałem Waldemara Malickiego, których wsparli: dyrygent Bernard Chmielarz z orkiestrą oraz wyśmienici śpiewacy. Wyśmienici. Słowo honoru. Jak posłuchałem „Time to say goodbye” w wykonaniu Renaty Drozd (sopran) to doszedłem do wniosku, że nie mamy się (my, Polacy) czego wstydzić. Sarah Brightman, która na co dzień wykonuje ten utwór mogłaby naszej sopranistce ewentualnie nuty przewracać. I to ostrożnie, żeby przeciągu zbytniego nie robić, bo struny głosowe wydające takie dźwięki to pewnie łatwo przeziębić. A byłoby szkoda, bo na moje niewprawne ucho (trochę przydepnięte przez słonia, to fakt) Ewa Małas-Godlewska ma godną następczynię. Tak więc wysłuchałem koncertu z przyjemnością. No prawie... bo czy może mi ktoś wyjaśnić, skąd w wigilijnym programie znalazła się nagle „Kołysanka dla diabła”?! — skądinąd piękny utwór Krzysztofa Komedy, ale na pewno nie napisany do filmu o narodzinach Chrystusa. Na sto procent nie. Czy ktoś mi wyjaśni, kto sobie z nas, katolików, chrześcijan — zakpił? Diabli zakręcili ogonem, czy też cykliści maczali w tym swoje lepkie palce? No bo jak diabli, to pomodlić się zostało i egzorcyzmy odprawić — to już nie moja działka, ale jeśli cykliści... czas najwyższy zacząć coś z tym robić. Bo cykliści podnoszą głowy coraz wyżej.

Cykliści...
W fotografii też maczają palce. To oni — cykliści — napędzają karuzelę megapikseli, zoomów, cropów, szumów i im podobnych „wodotrysków”. Mamiąc kolejnych adeptów fotograficznego hobby doskonałością nowinek technicznych ogłupiają ich równocześnie. Przestaje mieć znaczenie „co”, ważne staje się „jak i czym”. Opakowanie staje się ważniejsze od zawartości. Nieważne co, ważne, żeby było ładne. Cokolwiek by to „ładne” znaczyło. Obraz, jaki by nie był, oceniany jest poprzez pryzmat „ładności”. Kiedy pokazuję zdjęcia zrobione na Fomie 400 „pchniętej” na 1600 na ogół pada stwierdzenie/pytanie: A czemu tak szumi? Odpowiadam więc zgodnie z prawdą: To nie szum, to ziarno. Film był forsowany, takie było zamierzenie. Hmmm — myśli rozmówca — to może... trzeba było wziąć statyw? Odpowiadam również zgodnie z prawdą: Ależ miałem statyw, to zdjęcie ze statywu, gałęzie drzew/trawy są poruszone od wiatru, tylko kamienie nie. Nie dociera jednak, marketingowa papka wpojona przez cyklistów już zajęła miejsce samodzielnego myślenia: A jakbyś miał tego „marksiedemłamaneprzeztrzy” to by było lepsze, no i jeszcze jakby hadeera zrobić to mucha nie siada — konkluduje. Lepsze czy ładniejsze? — pytam. No i oglądam potem te lepsze (znaczy się ładniejsze) zdjęcia. Bez wyrazu, odszumione do granic niemożliwości, z podciągniętymi kolorami, kontrastem itp. Skadrowane bez ładu i składu, ale za to z GO na grubość włosa, bo omamiony obywatel przy okazji „zanabył” jakiś obiektyw ze światłem 1,4 albo i 1,2 więc wykorzystuje co bozia dała. Nieważne, że nie widać nic poza elementem, w który wstrzelił się autofocus, ważne że jest ostro i bez szumów. Czyli „ładnie”. No i jest: bez wyrazu, bez osobistego piętna autora, jednym słowem odmóżdżone — tak jak to sobie poniektórzy wymarzyli. Bo odmóżdżonym społeczeństwem łatwiej się rządzi, a artystów to oni — cykliści — mają własnych. I nie potrzeba im innych. Tamci mogą fotografować czym i na czymkolwiek, na kliszach lub cyfrą, albo komórkami czy też pinholem — nieważne. Ważne, że są sami swoi. A my? My daliśmy się wmanewrować... jak małe dzieci...

* * *

Żeby nie było... też dałem się wpuścić. Kupiłem niskoczułych drobnoziarnistych filmów, zeissowskie szkło i odpowiednie do tego wywoływacze; pięknie było, gładko jak pupa niemowlęcia a zarazem ostro jak żyletka, ale to jednak nie o to chodzi. Odtrutką tym razem okazał się w TLR. Tyle, że nieco wiekowy jest, fakt; wprawdzie trochę młodszy ode mnie, ale też czasami niedomaga — a to ostrość zgubi, a to migawka się zatnie lub bodaj zwolni na mrozie. Normalnie jak człowiek w pewnym wieku. No ale, pośpiech jest wskazany tylko w konkretnych przypadkach, a w zdjęciach liczy się zabawa, przyjemność, poszukiwanie. Szukam więc nadal i... to sobie cenię najbardziej. I niech tak zostanie.

8 komentarzy:

  1. pomarudziłeś sobie :P nie patrz na innych, rób swoje :) Gata

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo ja marudny chyba jestem z natury. A może... jestem jakimś nieodkrytym jeszcze talentem? ;)...

    OdpowiedzUsuń
  3. podpisuje sie całym sobą pod postem !!!
    a propos - ladne klatki ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. No obydwoma łapami się podpisuję pod tym tekstem w całości. Swoją drogą sam nie wiem co robisz lepiej piszesz czy focisz... i jedno i drugie świetne jest :) Adamar

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to że nie złapałeś o co chodzi z komedową Kołysanką, oznacza że ktoś z Ciebie zakpił? Ja tam lubię ten utwór, a nie lubię takiej jednoznacznej interpretacji, że to niby dla diabła kołysanka. W filmie taka była, ale poza nim już nie musi nią być.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja? Złapałem, ale i tak mi się to nie podoba. A samą „Kołysankę...” też bardzo lubię, tak samo jak uważam (pomimo niewątpliwie niesmacznej otoczki wokół reżysera), że Polański jest genialny :)...

    OdpowiedzUsuń
  7. a jak Cię na rowerze zobaczę to Ci przetnę opony. od cyklistów wara!

    haende weg von Kuba!!!

    rbit9n

    OdpowiedzUsuń
  8. ..spokojnego żywota na bieżący już rok Szanownemu Panu życzę..:) Choszczman

    OdpowiedzUsuń