poniedziałek, 9 stycznia 2012

Lengforda. Aleja domów umarłych

Aleja w mieście z tysiącletnią tradycją, i nieco młodszą (nieco, pierwsze wzmianki pochodzą z 1263 r.) dzielnicą, o charakterystycznej dla szlaku komunikacyjnego, niewysokiej zabudowie. Cały urok tych niewysokich kamienic stworzyły, stojące otworem do przechodnia, sklepiki.
A to warzywniak, a to spożywczak, a to delikatesy czy też drogeria. Ale nie tylko. Można tu było znaleźć też szklarza, szewca (nie tylko w poniedziałek) i zegarmistrza. Fryzjer na strzyżenie nęcił wonią wody kolońskiej. Kawaler pachnący wodą brzozową zawsze robił lepsze wrażenie na pannie, wybrance serca.
Tu można było z marszu kupić buty, garnitur i kiecę na karnawał. Albo farbę i żarówki, jeśli ktoś miał taką potrzebę. Rybki można było kupić akwariowe albo znaczki, jak ktoś był syfilitykiem, przepraszam, filatelistą. I chomika dla dziecięcia, które znużyło się zakupami.
I zawsze można było wypić kawę w kawiarence albo małym barku. Bo zapiekanki, pizzerie i kebapy przybyły trochę później. O dziwo, prawdziwe zapiekanki można jeszcze dzisiaj zjeść w jednym miejscu, ale nie powiem gdzie, żeby się cykliści nie zwiedzieli.
Dla zgłodniałych przyjezdnych były restauracje. Jak komuś się spodobało, mógł nawet zostać na dancingu, do białego rana. Rano zaś, na utrudzonych nocnymi szaleństwami, czekały bary mleczne, a pobliski browar, rozsiewając zapach — trzeba przyznać — nieco alternatywny, przypominał, że piwo — od czasów Heweliusza — jest dobre na wszystko.
I wszystko to diabli wzięli. Może nie do końca, miejsca niby zostały, ale jakieś takie inne.
Tak dzisiaj wygląda Lengforda — aleja domów umarłych, które opisałem jak umiałem, widzicie sami...
I chyba nikt mi nie będzie w stanie wmówić, że w miejscu zburzonego domu towarowego powstanie coś innego niż bank albo „kościółek”. Do tych ostatnich zresztą wrócę za czas jakiś, jak dopadnie mnie kolejna porcja zimowego spleenu.

10 komentarzy:

  1. :klap:klap:klap ... wszędzie to samo..

    OdpowiedzUsuń
  2. W ciągu 45 minut zrobiłem 34 klatki. Wygląda na to, że na mojej ulicy co 100-150 m jest bank. Czy trzeba coś dodawać?

    OdpowiedzUsuń
  3. A apteki gdzie, co tak mało aptek? U nas na 5 sklepów z pieniędzmi jest 1 apteka ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Apteki? Są. Ale nie tutaj, one są zlokalizowane na trasach emerytów. Emeryci nie chodzą do banków. Proszę, przy okazji, zwrócić uwagę na brak ludzi w kadrze, a dzień był normalnie roboczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, jak oni taką konkurencję wytrzymują :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spokojnie. Apteki też niedługo szlag trafi. Jeszcze parę lat temu, każdemu kto miał trochę kasy do zainwestowania opłacało się otwierać aptekę. Teraz "niezależne" lokale, albo dają się wciągnac w sieciówki, albo plajtują jeden po drugim.
    A co do cyklu, to i sam pomysł i wykonanie nader ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  7. Post godny uwagi i rozpropagowania szerzej i dalej. Zaskoczyłeś mnie, i to bardzo na plus :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Łomatko, jeszcze gary zeptera się sprzedają? :D

    OdpowiedzUsuń
  9. A w miejsce domu towarowego biurowiec...

    OdpowiedzUsuń