poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Dyskretny urok negatywu

Przecież nie ja wymyśliłem te podziały. Podziały na tych nowoczesnych, cyfrowych i tych tzw. analogowych (czytaj: niedzisiejszych, albo zacofanych). To tak, jakby podzielić ludzi na tych, co czytają książki na ekranie i na tych, co przewracają kartki w zwykłej, drukowanej książce. A jednak... jakaś magia jest w tych zwykłych, drukowanych książkach. Szelest papieru, zapach farby drukarskiej, dziwna woń kurzu... - po to się je bierze do ręki. Można czytać w fotelu, z kawą albo w wannie, pociągu lub w tramwaju podczas codziennej drogi do pracy. No niby laptopa też można wziąć na kolana, ale to nie to samo. Chociaż pewnie do tego dojdzie któregoś dnia, czas pędzi i nie pyta nas o zgodę. Jest tak samo jak swojego czasu z walkmanami. Kto je jeszcze pamięta? Wyparte kolejno przez odtwarzacze CD, a dziś już na dobre przez empetrójki. No właśnie, empetrójki - jak wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie widział gramofonu, że King Crimson słuchane z głośniczków komputerowych to jak lizanie czekolady przez papierek? Niby wiadomo jak pachnie, można sobie smak wyobrazić, kolor, ale... No właśnie, pozostaje to maleńkie „ale”. Cudownej głębi i miękkości tej muzyki odtwarzanej ze starej winylowej czarnej płyty, nic nie jest w stanie zastąpić. Nawet najdoskonalszy nowoczesny wschodnioazjatycki wzmacniacz z procesorem dźwięku najnowszej generacji nie pomoże. Czegoś po prostu brak. Może brakuje szumu starego wzmacniacza (praktycznie niesłyszalnego, ale...) a może brak niesłyszalnych dla nieosłuchanego ucha trzasków z płyty? Niby one powinny przeszkadzać, a jednak stanowią nierozłączną całość z magią starych płyt. Kiedyś Vangelis o tym mówił, że nagrywa płyty w techologii AAD albo ADD (kto jeszcze pamięta co oznaczają te symbole?). To proste - Analog-Digital-Digital. Oznaczało to, że materiał źródłowy jest nagrywany na klasycznej magnetycznej taśmie, niecyfrowo. Właśnie po to, żeby dźwięk był bliższy ludzkiemu uchu niż sterylne cyfrowe dźwięki.
* * *
Miało być chyba o zdjęciach? Z nimi (zdjęciami) w zasadzie jest jest tak samo. Mam/y tysiące, dziesiątki tysięcy cyfrowych zdjęć, zmagazynowanych gdzieś na dyskach, DVD czy innych nośnikach. Zdjęć poprawnych technicznie, dobrze naświetlonych, ostrych i w ogóle pięknych jak marzenie. Szkopuł w tym, że na dyskach. I szkopuł w tym, że tak samo łatwo jak się robią, tak samo „się kasują”. A zdjęcia powinny być w albumach. Takich, co to można wziąć do ręki. Na tym chyba polega cała magia fotografii, że można zatrzymać się przy każdym zdjęciu, rzucić na nie okiem, albo obejrzeć dokładnie zanim się przewróci stronę. Lepsze, gorsze, ale są. Lepszych nie będzie. A negatywy przechowuje się. Też w albumach. Żeby nie niszczały. Bo z negatywu zawsze można zrobić nową odbitkę. No niby z pliku cyfrowego też, ale komu by się chciało, skoro można obejrzeć na monitorze. A negatyw niejako wymusza zrobienie odbitek. Nawet jeśli są robiona w tzw. cyfrowym labie, te odbitki nie będą doskonałe. Bo i stare negatywy na ogół nie są doskonałe. Przynajmniej w większości. Niemniej jednak, pomimo swoich wad - ziarna, rozchwianych kolorów, rys itp. - mają jakiś niezaprzeczalny urok. Może po prostu zmęczyła nas komputerowa doskonałość i cyfrowa perfekcja? Może znowu wolimy jabłka rwane prosto z drzewa, niemyte i pachnące świeżością? Nawet jeśli te jabłka nie są idealnie gładkie i błyszczące? Może (albo na pewno) sami jesteśmy niedoskonali i szukamy swojego prawdziwego odbicia w rzeczywistości? A może prawdziwa perfekcja leży gdzie indziej? Wracam więc do ciemni wywołać kolejny, „niedoskonały”, ale prawdziwy, srebrny negatyw...
* * *
Jakby nie patrzeć - Klisze przechowuje się...

3 komentarze:

  1. ładnie to napisałeś... 0812

    OdpowiedzUsuń
  2. święta prawda z tą niedoskonałością!!!
    Sam bawiąc się fotografią już ładnych parę ładnych lat i posiadając dobrej jakości sprzęt cyfrowy, w pogoni za jak najlepszą jakością złapałem się na tym, że podczas obróbki cyfrowych negatywów coraz częściej zacząłem konwertować hurtowo zdjęcia do b&w, dodawać "ziarno" , czy wręcz rysy i zadrapania na podobieństwo filmów analogowych. Te prosto z aparatu wydawały mi się po prostu zbyt idealne... i w ten sposób wróciłem do analoga z jego wszystkimi "wadami" Przecież sprzęt nie może być doskonalszy od właściciela :) Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. ...hej,o tej muzyce to tez tak myslalem ,jednak gdy w listopadzie wyladaowalem we Wrzeszczu na kilka tygodni po prawie dwudziestu latach to zaprosil mnie do siebie kumpel z podstawowki i okazalo sie ,ze z jego kolekcji winylu zostalo tylko wspomnienie ale gdy o 3 rano sluchasz sobie muzyki z kolumn wielkosci doroslego faceta wciaz z cd ale galke glosnosci podkrecasz na 13 to slychac to co ma byc slychac,co prawda ja takze tesknie za vinylem i jego niedoskonaloscia/chrapaniem i przeskakiwaniem igly ale jednak mozna...
    a co do fotek cyfrowych to ja sie nie znam...

    OdpowiedzUsuń