sobota, 31 października 2009

5 minut

Fotografować każdy może. Złośliwi mówią, że wystarczy jedna wizyta w sklepie dla idiotów i już można zostać artystą. Okazuje się jednak, że ta sama przypadłość dotyczy również wiedzy o fotografii. Wystarczy bowiem pobieżna lektura paru, losowo wybranych przez wyszukiwarkę, stron internetowych i już można stać się encyklopedią wiedzy o temacie. Wystarczy jeszcze rzucić nieśmiertelnym cytatem* Susan Sontag i zostaje się celebrytą (celebryta, cóż to za „okrutne” słowo) fotograficznych salonów.
* * *
Wpadł mi ostatnio w ręce drukowany numer magazynu ESSENCE. Magazyn Ludzi Sukcesu, Nr 6(23) wrzesień 2009, w którym autorka artykułu „Fotopasja z refleksem” ze swadą przebrnąwszy przez historię fotografii, rzuciwszy przed przysłowiowe wieprze (margaritas ante porcos) kilka nazwisk znalezionych w internecie, udowodniła że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Właściwą, czyli kimś, kto jak nikt inny rozumie pasję fotografii. Któż bowiem śmiałby podważyć kompetencje kogoś, kto ze swobodą żongluje najjaśniejszymi gwiazdami fotograficznego firmamentu, a to Bułhakiem, a to Robertem Capą; komu nieobcy jest Henri Cartier-Bresson czy też Tadeusz Rolke. Nie wspominając o tym, z jaką łatwością autorka przechadza się wśród technicznych nowinek fotografii. Matryce canonów, nikonów i olimpusów (sic!) nie mają przed nią żadnych tajemnic. Bije nas, szarych pstrykaczy, na głowę wiedzą o, cytuję: „profesjonalistach z wielkoformatową kamerą”, stawiając równocześnie resztę świata w rzędzie (znów cytat) „amatorów nieznających zasad kadrowania, dynamiki obrazu i trójpodziału”.
Któż śmiałby polemizować z dobitnie przedstawioną wiedzą o „produkcie wywołanym z nowoczesnej i lśniącej camera obscura zaopatrzonej w co najmniej system stabilizacji obrazu, może nawet interwalometr”?
* * *
Czytam i nie rozumiem. Słowotok zaczerpnięty żywcem z forów internetowych i pierwszych haseł wyświetlanych przez wyszukiwarkę przeplata się z marketingową papką, serwowaną przez producentów sprzętu i sklepy nie dla idiotów (swoją drogą, jaki świetnie wymyślono ten ostatni slogan o idiotach, skoro tak dobrze zapada w pamięć). Nie rozumiem tych finezyjnych (z założenia, jak sądzę) figur stylistycznych, nie docierają do mnie dywagacje o „iluzji, misterium, manipulacji, rodzaju komunikacji, kodzie kultury, etnograficznej obserwacji i opisie”. Chciałem poczytać o fotografii, miałem nadzieję, że artykuł poszerzy moje horyzonty fotograficzne, natchnie albo nawet wręcz przeciwnie — spowoduje rzucenie aparatów w kąt i zmusi do zajęcia się czymś innym. No cóż, tzw. media swoim bredzeniem po raz kolejny spróbowały mi zrobić wodę z mózgu.
* * *
Nie rozumiem, i nawet nie próbuję zapytać, czy artykuł pisał ktoś, kto miał chociaż raz aparat fotograficzny w ręce (nie jest to wszakże warunek niezbędny aby zabrać głos w dyskusji — mądrzejsi ode mnie twierdzą, że fotografia powstaje w głowie, a aparat tylko ją rejestruje) — odnoszę bowiem wrażenie, że aparat został potraktowany jak sprzęt z rzędu żelazek, lodówek i kuchenek mikrofalowych. Dlaczego o tytułowej „Fotopasji” pisze ktoś, komu temat jest absolutnie obcy? Ktoś, kto — być może — przed napisaniem artykułu obejrzał pobieżnie w internecie parę jotpegowych miniaturek zdjęć autorów, których wymienia, przeszedł się pospiesznie raz czy dwa (w trakcie zakupów) wzdłuż wydruków wystawionych w galerii handlowej?
Dlaczego o sztuce fotografii pisze — wbrew wrażeniu, które postarał się wywołać wyszukanym językiem — fotograficzny analfabeta? I nie jest to z mojej strony bezzasadny zarzut; jakby nie patrzeć nie urodziłem się wczoraj, smak utrwalacza i fetor formaliny znam aż nadto dobrze. Wiem co potrafi matryca, a co potrafi film, w końcu to jest właśnie moje hobby, moja pasja.
Domyślam się jednak, że Autorka chciała mieć swoje „5 minut”. Tak jak bywalcy pewnego portalu fotograficznego, chciała zabłyszczeć na TOP-ie. Nieważne jak, ważne, iż zaświeciła pełnym blaskiem, a że stała się przy okazji kolejną bohaterką opowieści o Panu Mieciu? — trudno.
Domyślam się również, że gdyby artykuł napisał któryś z moich kolegów, fotografów z prawdziwego zdarzenia, znających temat od podszewki — wart byłby poczytania, ale... nie byłoby to za tzw. darmoszkę. A tak, to pewnie staliśmy się wszyscy ofiarami parchatego zwyczaju cięcia kosztów. To taka „nowa świecka tradycja”, żeby było taniej, jeszcze taniej, za pół ceny, a najlepiej — za darmo. Darmo, tak..., to jest słowo, które wywołuje szybsze bicie serca u pewnej grupy. Nieważne, że za darmo to można...
* * *
W fotografii nie ma nic za darmo, życzę Autorce wspomnianego artykułu aby zaczęła to rozumieć. Fotografia to sztuka doświadczeń i kompromisów, nieudanych prób, wielu godzin spędzonych w ciemni albo przed komputerem. Sztuka postrzegania światła i umiejętności wykorzystania go. I wreszcie — radość z gonienia króliczka, ale tak, aby go nie dogonić. Tego nie da się zastąpić pobieżnym przeczytaniem paru artykułów bez próby ich zrozumienia, nie da się ogarnąć z poziomu krzesełka komputerowego przed monitorem i klawiaturą.
Wracam więc do ciemni, aby próbować dojść, co tym razem schrzaniłem, że nie jest tak jak chciałem. Ładuję kolejny film do aparatu wymieniając w międzyczasie doświadczenia z kolegami z zaprzyjaźnionego portalu. Ustawiam statyw, włączam światła, ustawiam ostrość, zastanawiam się — prześwietlić, niedoświetlić? Trzask migawki, poszło... Pewnie kolejny film do kosza, i zaczynam od początku, ale bogatszy o nowe doświadczenia. Pewnie znowu dołożyłem do „interesu”, ale przecież nie o to chodzi. Radości, jaką daje fotografia, radości tworzenia nie zastąpią żadne pieniądze. I tak pewnie zostanie do końca świata...
___
* Susan Sontag twierdziła, że tematów fotografii od 1839 r. wymyślono już tyle, iż ciężko oprzeć się wrażeniu, że wszystko już było.

9 komentarzy:

  1. Nie pierdziel - przyjemne zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiałem się, czy do uprawiania (miłośniczo i hobbystycznie) fotografii potrzebne są tzw. portale foto? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, ale „kółka zainteresowań” istniały od zawsze. Tylko forma się zmieniła. Kiedyś to była ciemnia i jej okolice, a dzisiaj portale. Nie zastąpią ciemni i osobistych spotkań, ale przynajmniej dają namiastkę. Swoją drogą zaś, to biorąc np. a-t, wymiana doświadczeń za jego pośrednictwem jest dla mnie bezcenna :)...

    OdpowiedzUsuń
  4. :))) pozdrówka - Gata

    OdpowiedzUsuń
  5. Śledzę i czytam Twoje teksty.
    Trochę małe pole tekstowe na komentarz.
    Pozdrawiam - sej

    OdpowiedzUsuń
  6. Mariusz! - otóż to! i to jest ta "Added Value", której nie mają już dla mnie inne portale..co nie znaczy że są gorsze, bo dostarczają innych rozrywek ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. jeśli chcesz poszerzyć swe horyzonty myślowe, sięgnij Mariuszu po "światło obrazu" Barthesa. człowiek co prawda też nie trzymał w dłoni swej aparatu nigdy, ale bardzo wie o czym pisze, o!

    jedyny minus książki, to wyczerpany nakład.

    OdpowiedzUsuń
  8. fajny blog, bede zaglądał ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyłączam się do propozycji Piotra! :)

    OdpowiedzUsuń