Matki z dziećmi, w wózkach i za rączkę - wrzeszczące, jak na dzielnicę Wrzeszcz przystało - bachory, kobiety z siatami zakupów, menele - przemieszczający się chyłkiem - bo jasno jeszcze, wylezą jak światło latarni im zaświeci, lachony (eh, jak mi się podoba słowo „lachonarium” wymyślone przez Kabaret Moralnego Niepokoju) - te ładniejsze i te inne. Młode i zgrabne - tych jakby trochę mniej, i te bezkrytyczne - z brzucholem jak u porządnego „piwnego” Bawarczyka, wylewającym się znad paska, którym próbowały się ścisnąć w miejscu, w którym zazwyczaj bywa talia. Czy one tego nie widzą? Nie mają luster, czy są tak zadufane w siebie? Tak samo jak te, którym udało się „złapać” faceta. Z niemowlakiem przy piersi, zapuszczone jak ostatnie niebożę, dumnie paradują obok swojej życiowej zdobyczy. Eh... lepiej nie gadać.
No i policjanci regularnie zapuszczający się w te okolice. Nie wiem, czy taką mają trasę, czy może w barze jedzą swój dyżurny posiłek? Faktem jest, że dzięki nim jest spokojnie, chociaż z drugiej strony rzecz biorąc - może za spokojnie? Namierzyli mnie z aparatem, trudno zresztą nie zauważyć Kijewa z teleobiektywem, z którym się nie kryłem, bo i po co? Panie - zapytali - a czemu nam pan tak namiętnie zdjęcia robi? Uśmiałem się - mam 12 klatek - więc trudno mówić o namiętnym fotografowaniu, zaproponowałem sesję portretową, ale nie chcieli. Dziwne ;-) No to zrobiłem jedno, z daleka, jak stoją równo jak na musztrze. Ot, taka mała przekorność.
Co to ja chciałem? Chciałem złośliwie, ale nie bardzo wyszło, chyba za mało się przykładam, a może samo życie jest wystarczająco złośliwe? Żeby nie powiedzieć, że wredne?
* * *
Ciąg dalszy pewnie nastąpi, bo ten dworzec ma w sobie coś. Nie wiem jeszcze co, ale któregoś dnia może to odkryję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz