* * *
Co to ma wszystko wspólnego z fotografią? Ano, ostatnimi czasy obserwuję, może nie zalew, ale całkiem spory deszcz „bylejakości” pod szyldem artystycznego zadęcia. Takiej fotografii, co to nawet opisać jej nie potrafię — a to zdjęcie resztek jedzenia na weselnym stole, a to pół cioci oślepionej fleszem w trakcie jedzenia golonki albo pies załatwiający potrzebę na chodniku po zjedzeniu resztek weselnego tortu, albo... i tak dalej. No i nie rozumiem; może faktycznie moje postrzeganie świata jest ograniczone? Kolega napisał mi, że, cytuję: „to, co uprawiam jest niczym innym jak tylko próbą zrozumienia człowieka w kontekście fotografii, jaka by ona nie była... póki nikt nikogo nie obraża, wydaje mi się, że nikogo nie powinno nic boleć, można powiedzieć, że to projekt czegoś tam...”. No może, może... nie będę polemizował, bo Kolega piszący te słowa wie co robi. Może nawet niekoniecznie się zgadzamy w tym jego podejściu do fotografii, ale jednak, wypada szanować inny punkt widzenia. Prawdą jest jednak również to, że taki nurt znajduje wielu naśladowców, jak to wcześniej napisałem, z „artystycznym zadęciem” i broniących własnego punktu widzenia (najczęściej na internetowych portalach fotograficznych) do ostatniej kropli krwi, albo idąc z duchem czasu — do ostatniego bajta. Szkopuł w tym, że widać iż to zdjęcia epigonów. Różnią się, pomimo pozornych podobieństw, widać jednak braki warsztatowe, brak dbałości o światło, nic nie wnoszące cięcia, takie drobne szczegóły, które powodują, że zdjęcia zamiast zainteresować — odpychają. A są tacy, których zdjęcia zapadają na długo w pamięć.
* * *
Zaledwie kilka dni temu miałem przyjemność uczestnictwa w wernisażu* wystawy Barbary Yoshidy „80 portretów”. Portrety kobiet sztuki, w naturalnym otoczeniu, niekoniecznie w pracowniach, z pędzlem czy dłutem w dłoni, czasem w fotelach, na schodach, różnie. Różnie, ale spójnie, niektóre portrety świetne, a inne — ujmę to tak — mniej mi się podobały. Może dlatego, że 80 zdjęć to chyba aż za dużo na jedno popłudnie. Pójdę pewnie jeszcze raz, pooglądać bez pośpiechu.
Co to ma wszysto wspólnego z moim dotychczasowego marudzeniem? Otóż — jakby się przyjrzeć — to tu i ówdzie można by znaleźć a to palec ucięty, a to przechylającą się kompozycję, a to wazon próbujący zagrać pierwszoplanową rolę albo też inny element konkurujący o pierwszeństwo w kadrze z główną bohaterką. Napisałem „jakby się przyjrzeć”? No właśnie, tak samo jak wspomniany wcześniej Carlos Santana ma lepsze i gorsze utwory, tak samo można przyjąć, że znani i uznani fotografowie mają lepsze i gorsze zdjęcia. Ale — no właśnie „ale...” — nie „sprzedają nam kitu” pod płaszczykiem artyzmu. Ich dzieła, nawet jeśli zawdzięczają je łutowi talentu i odrobinie szczęścia, to zawsze są poparte solidną pracą, opanowanym warsztatem itp. Przecież nie trzeba tego tłumaczyć, prawda? I chyba nie muszę dodawać, że chłamu, ani fotograficznego, ani muzycznego nie przyjmuję do wiadomości. Szczególnie tego ostatniego, za telewizyjne, czyli publiczne, czyli moje pieniądze. I tego będę się trzymać. Taki już jestem niereformowalny...
___Swoją drogą — Autorka przesympatyczna, atmosfera ciepła, dobre wino o odpowiedniej temperaturze i miłe towarzystwo — to czego jeszcze można chcieć od wernisażu? ;)...
Uśmiechnąłem się szczerze. Szereg prawd oczywistych. Prawdą jest, że Satrianiego też nie lubię, bo mnie nudzi i wolałbym jako przykład Roberta Frippa, skoro poruszamy się w rockowych klimatach, ale to nie o to przecież chodzi, toć jeden lubi ogórki, a drugi ogrodnika córki. Ważna zostaje jakość ogórka i urodna córka. A tu się okazało, że córka zamiast urodną jest wyrodną. Na dodatek stoi za nią sztab manipulatorów gustu społecznego, który marnym dowcipem, brakiem wiedzy zaszczepia w młodym społeczeństwie miłość totalną do kiczu.Zastanawiam się, na ile to przypadek, a na ile celowa manipulacja sprawiająca, że ta wyrodna staje się w końcu wygodną. Tu rodzi się pytanie- dla kogo jest wygodna, w jakim wymiarze i ile to kosztuje. Nie chodzi już nawet o koszt czysto wymierny, ale o koszt społeczny. Chcielibyśmy kulturalnych elit. Ludzie, tak się po prostu nie da!
OdpowiedzUsuńTeraz ja marudzę zamiast o fotografii to o muzyce, ale to dla tego, że ona jest abstrakcyjna, nienamacalna, ulotna a mimo to ma swój kolor i zapach, którym winno być daleko od szamba.
P.
:) usmiechnela sie: slw :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się twoje słowa Mariuszu czyta! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpodziwiam..głównie to ,że znależliście siłę / nawet mimochodem / , aby słuchać tych muzycznych ,,szlagierów,,..co do fotopasji..róbmy swoje , każdy na ile go stać...pozdrowienia..choszczman..:)
OdpowiedzUsuńA pornos Kombi, to swego czasu nawet dałam się nabrać Grzesiowi Skawińskiemu, że się nawrócił, znalazł swą drogę i porzucił popowy chłam. Było to za czasów Skawalkera, a potem ONA. Porobił sobie dziary i wymiatał na wieśle. Okazało się to jedną wielką ściemą, po kilku latach doszedł do wniosku że jego prawdziwą naturą jest jednak Kombi, a wymiatanie na wieśle było efektem kryzysu wieku średniego.
OdpowiedzUsuńPo latach podobną drogę wybrała jego uczennica - Agnieszka Chy. Zetka żońdzi, tego chce ludzkość i to puszczą w markecie. Z czegoś trzeba żyć.
Co do zdjęć - jak powiedział przedpiśca, a w podobnym klimacie również klasyk - róbmy swoje.
P.S. Ja również za Satrianim nie przepadam (onanistyczno-gitarowe pirli-pirli) ;)
http://www.swiatgitary.pl/forum/about28-0-asc-15.html
OdpowiedzUsuńskawiński umie grać, tylko gust ma nietypowy jak na rokersa
No fakt, przepraszam, może faktycznie Skawiński umie grać na gitarze. Szkoda tylko... że tej umiejętności nie prezentuje publicznie ;)...
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam porównywanie muzyki do fotografii. Naprawdę! Zawsze marzy mi się, że fotograficzni artyści-samozwańcy wychodzą na fotograficzną estradę, zaczynają swoją prezentację i... z widowni lecą zgniłe jaja, pomidory, stare kapcie i nieświeże pampersy. Tak! Bo w muzyce nie da się oszukać: fałszować lub dydolić na nienastrojonym instrumencie. Zero ściemy - wszystko wylezie i tandecie precz. A w fotografii - wszystko wolno, a nawet wolnoamerykańsko. Zawsze można użyć artystowskiego "bo tak chciałem" i zamknij się widzu, gdyż się nie znasz na arcie. Pewien znajomy artysta plastyk (dyplomowany!!!), kiedy widzi takie "arty", mawia z przekąsem: "im większe beztalencie, tym bardziej przekonuje, że wystarczy zrobić fioletową jajecznicę na ścianie i to już jest sztuka". Ale tego się nie da udowodnić... A że ktoś nie umie grać lub śpiewać - bezlitośnie atakuje każdego niegłuchego.
Twórzmy fotografię muzyczną!!! :o)
Pozdrawiam
Wojtek
PS A za porównanie zespołu IRA do Led Zeppelin kazałbym opłazować i włóczyć końmi po majdanie...