poniedziałek, 10 września 2012

Kupię to zdjęcie

— Tylko, żeby ono było bez tego człowieka, bo wie Pan, prawo do wizerunku itp. — rozumie Pan?
— Ależ oczywiście, wprawdzie on (sztafaż) jest mało widoczny i tyłem, ale może faktycznie bez niego — zrobię nowe.

Serce podskoczyło z radości, bo nie dość, że się fota sprzeda, to jeszcze okazja się trafiła, żeby na plener pojechać. Miejsce znane, a przy takiej pogodzie, jak w tym tygodniu, to parę fajnych fot się uda zrobić; nawet lepszych, bo trochę śniegu spadło i plażę przymroziło nieco.
— Ile Pani proponuje?
— Będzie Pan zadowolony, widzi Pan, duża firma, współpracujemy z wieloma osobami, nie narzekają.


No dobra, skoro tak, może uda się nawiązać jakąś współpracę? Wprawdzie fotografia to tylko (albo aż) hobby, ale miło jest, jak od czasu do czasu zwróci się koszt filmów albo paliwa. Sprzęt spakowany, slajd, średniak, statyw, parę filmów BW bo może uda się przy okazji zrobić coś ciekawego, mniej medialnego (mniej — w sensie kolorków, które dostarcza Velvia), innego, na co pomysł od dawna tkwi w głowie (no i cyfra na wszelki wypadek; wprawdzie doświadczenie podpowiada, że przesiadanie się ze średniego na cyfrę nigdy nie przyniosło nic dobrego, ale co tam, skoro i tak jedzie w bagażniku). Skoro świt, a właściwie sporo przed nim, kawa, termos, kanapki... 80 km bez korków mija jak z bicza trzasł — poranek, albo jak to nazwałem — przedświt. Parę kroków, plaża, fantastyczny wschód, wprawdzie bez chmur, ale za to z zimowymi szaleńczymi kolorami. Zapach kawy z termosu rekompensuje wszelkie niedogodności nocnego wstawania. Warto było. Powrót, spokojny, żeby nie narazić się fotoradarom, slajd do zaprzyjaźnionego labu, rano do firmy...
— Przyniosłem zdjęcia, do wyboru, proszę.
— Ale to są przecież inne zdjęcia, nie tamto, o którym mówiliśmy!
— No przecież mówiłem, że zrobię nowe? Te są lepsze niż tamto.
— Nie, nie, miało być tamto, bez człowieka, wystarczy przecież obciąć, prawda?
— Jak obetnę, to całą kompozycję diabli wezmą przecież!
— Nie, mnie się tak podoba, zresztą potrzebuję na stronę, takie obcięte.
— Nic nie będę obcinał, to moje zdjęcie i ma pozostać takie, jak jest.
— Jak Pan uważa... Trzeba być elastycznym, trudno, inni potrafią się dostosować.


Inni, zawsze inni...
Może inni tak, ja nie nie jestem cyklistą, żeby wywalony drzwiami, włazić oknem. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... o tym wkrótce.
* * *
Pytacie mnie, skąd biorę te opowieści. One są prawdziwe, czasem tylko zmieniam miejsce, płeć bohaterów, żeby zachować ich anonimowość. Niektóre są moje, inne - opowiedziane przy piwie przez kolegów. Przy piwie, w koleżeńskich rozmówkach, bo nikt nie lubi publicznie przyznawać się do niepowodzeń. Wprawdzie przysłowie mówi, że to, co Cię nie zabije, to tylko wzmocni, ale... niektórzy z nas mają wrażenie, że już są jakimś niewiarygodnym, kosmicznym stopem granitu z platyną, a i tak na nas jest coraz więcej zadrapań.

Ja, Kaszëba.

___
Pozowała: Wilczex, Stylizacja: HandvanGod

5 komentarzy:

  1. Ja mam osobiście, w sobie trochę z Tytana :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tja... a mnie już siły opuszczają, a manna z nieba jakoś nie chce spadać.

      Usuń
  2. Jedno jest w tym wszystkim ważne.
    Wracasz do domu, kładziesz się spać,
    a rano wstajesz i spokojnie patrzysz w lustro.
    Masz pewność, że zobaczysz w nim siebie.
    To już bardzo dużo.


    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne to zdjęcie, mógłbyś jednak obciąć pętlę? - jakoś nie pasuje...


    :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. ale z czym problem? ze klient chcial tylko "fragment" twojej fotki...
    gosciu chcial kupic a ty nie chciales sprzedac?
    ze co? ze zle by o tobie swiadczylo o twojej kompozycji?
    no sorry kazdy ma inny gust... klient chcial takie to powinines zrobic takie i tyle....

    OdpowiedzUsuń